Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakub1985 z miasteczka Kutno. Mam przejechane 94998.00 kilometrów w tym 53.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakub1985.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:757.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:63.08 km
Więcej statystyk

Poczesna-Myszków-Ogrodzieniec-Zawiercie

Piątek, 2 lipca 2010 · dodano: 03.02.2012 | Komentarze 0

Budzimy się około 7 rano, szybkie zwinięcie `obozu` i w drogę. Jedziemy do Myszkowa, który bardziej omijamy a potem zaś do miejscowości Podzamcze gdzie mieści się zamek Ogrodzieniecki. Docieramy na miejsce. Sakwy oddajemy do przechowania w kasie zamku, a rowery zabezpieczamy m.in. moim zapięciem U-Lock i zwiedzamy przepiękne ruiny zamku będącego jednym z elementów szlaku orlich gniazd ale zarazem największym i najpiękniejszym `orlim gniazdem` .Dlatego więc decyzja padła na ten a nie inny zamek jeszcze przed wyprawą. Jest przepięknie. Dodatkowo dowiadujemy się, że na zamku był nagrywany kiedyś film `Zemsta`. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, trzeba przecież wrócić do Zawiercia na pociąg powrotny do Kutna. Tak też robimy. Mamy jeszcze nieco czasu w Zawierciu więc kupujemy bilety, sprawdzamy peron pociągu i jeszcze troszkę możemy się pokręcić po mieście. Zauważamy, że w tym mieście płynie Warta lecz jest ona bardzo wąska. Dowiadujemy się od miejscowych, że właśnie tutaj ma ona swoje źródło. Niestety na jego poszukanie nie znajdujemy już czasu, trzeba jechać bowiem na dworzec kolejowy i przedostać się na właściwy peron. Zamknięte przejścia służbowe sprawiają, że musimy przetoczyć rowery z sakwami przez niewygodne schody co nie należy do przyjemnych czynności. Nadjeżdża pociąg w kierunku Kutna, w który zapakowujemy rowery i nasze ekwipunki. Na szczęście nie ma w nim na końcu składu innych rowerów jadących z wcześniejszych stacji przez co nie mamy z tym kłopotów. Po miłej około 4,5 godzinnej podróży pociągiem dojeżdżamy do Kutna. Damian odjeżdża do Krośniewic a ja do siebie do domu. Tego dnia przejechałem rowerem 65 km a Damian ok. 81 bo jeszcze musiał dojechać do Krośniewic. Dystans mały podług pierwszego dnia ale właśnie o to chodziło by drugi dzień był przeznaczony na dokładniejsze zwiedzanie.

Była to wyprawa zaledwie 2-dniowa z uwagi na ograniczenie czasowe Damiana. W przeciwnym razie odwiedzilibyśmy jeszcze dodatkowo: Katowice, Gliwice (gdzie mam rodzinę i znajomych) a może i nawet czeską Ostrawę. Jednak wtedy potrzebne by nam było kilka dni. Pierwsza wersja wyjazdu zanim jeszcze go ustaliliśmy była następująca: w 1 dzień do Częstochowy a drugiego do Gliwic skąd powrót pociągiem. Jednak padło na zamek Ogrodzieniec z uwagi na to, że warto odwiedzić coś nowego wspólnie.
Koszt wyprawy ok. 80 zł, w tym pociąg Zawiercie- Kutno 40 zł.(na legitymację wraz z rowerem)

artykuł ukazał się na portalu ekutno.pl

link do zdjęć: https://picasaweb.google.com/115916585924860590322/WyprawaRowerowaDoCzestochowyIZamkuOgrodzieniec




  • DST 227.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa rowerowa do Częstochowy i zamku "Ogrodzieniec"

Czwartek, 1 lipca 2010 · dodano: 27.12.2011 | Komentarze 0

Uczestnicy:
Jakub Piórkowski (Kutno)
Damian Łukomski (Krośniewice)

1 lipca 2010. (Kutno- Krośniewice- Łęczyca- Zgierz- Aleksandrów Łódzki- Lutomiersk- Łask-Szczerców- Częstochowa- Poczesna, 227 km)

Budzę się o godzinie 1 w nocy z minutami, wyruszam w trasę zaś o 2.10 z Kutna. Nie mogłem za bardzo spać w nocy pomimo, że specjalnie się położyłem do łóżka dużo wcześniej niż zwykle- wrażenia przed podróżą robiły swoje- ale filiżanka kawy oraz emocje pomogły mi pokonać zmęczenie. Gdy wyruszam czuję prawdziwy smak przygody. O godzinie 3.00 dojeżdżam do Krośniewic, gdzie dołącza do mnie Damian.Z Krośniewic ruszamy już wspólnie w trasę, jedziemy początkowo drogą krajową nr 1 do Łęczycy, potem zaś do Zgierza. Jedzie nam się bardzo dobrze z uwagi na szerokie pobocze na większej części odcinka z Krośniewic do Zgierza przez co jazda jednośladów i samochodów odbywa się w sposób bezkolizyjny. Pomiędzy Ozorkowem a Zgierzem wyprzedzam tramwaj jadący równolegle do trasy (zaszaleć troszkę nieraz się chce). W Zgierzu zaś już zaczyna się o wiele większy ruch. Docieramy tu około 6 rano, więc dużo ludzi jedzie do pracy. W Zgierzu też miała miejsce dłuższa przerwa (tzn ok 20 minut). Wyruszamy ze Zgierza. Mamy niewielkie kłopoty ze znalezieniem wyjazdu na Aleksandrów Łódzki- oznaczenie co prawda jest ale droga potem się rozgałęziła. Na szczęście miejscowi- choć nie od razu ale naprowadzają nas na właściwą trasę. Przejeżdżamy przez Aleksandrów Łódzki bez zatrzymania czego żałowaliśmy potem (bo przejeżdżaliśmy obok ładnego rynku) a z tego miasta jedziemy do miejscowości Lutomiersk gdzie odpoczywamy na moście nad Nerem. Zaczyna się już robić gorąco. Jedziemy drogami raczej bocznymi o dość niskim, niekiedy umiarkowanym natężeniu ruchu. Tempo jazdy jest raczej pospieszne, nie robimy po drodze za wiele zdjęć bo nastawieni jesteśmy by dojechać jeszcze tego samego dnia do Częstochowy, odwiedzić z grubsza Jasną Górę a następnie wyjechać z Częstochowy i rozbić jeszcze za dnia namiot na dziko celem noclegu gratis i co najważniejsze nie tracenia czasu na szukanie wyjazdu z Częstochowy w kierunku zamku Ogrodzienieckiego następnego dnia. Założeniem drugiego dnia wyprawy było bowiem dokładne zwiedzenie tego właśnie zamku gdyż tam jeszcze nie byliśmy w przeciwieństwie do Częstochowy. Jasną Górę po prostu chcieliśmy podbić rowerami w 1 dzień. Z Lutomierska kierujemy się w kierunku Łasku, do którego dojeżdżamy niezbyt ruchliwymi drogami. W Łasku robimy także dłuższą przerwę, tu też spotykamy turystę rowerowego który jechał na rowerze z przyczepką z tureckiego Istambułu do Niemiec (byliśmy pełni podziwu). Próbowaliśmy dłuższego dialogu w języku angielskim. Zdjęcia nie zrobiliśmy mu niestety ale na szczęście uchwyciłem go kamerą, choć niestety analogową na taśmy Hi8 lub 8 mm (taką dysponuję). Sam zaś Łask nie zrobił na nas większego wrażenia, zapamiętaliśmy z niego drewniany kościółek i rynek z pomnikiem wartym ok. 400 tyś zł o czym nas poinformowali miejscowi choć zbyt gadulscy taksówkarze. Bardzo fajne za to było wzajemne mycie rąk i twarzy wodą z hydrantu w centrum Łaska. Była to zarazem bardzo przyjemna ochłoda w skwar jaki nam towarzyszył podczas drogi choć początkowo mieliśmy trochę kłopotów z obsługą hydrantu. Opuszczamy Łask, z niego kierujemy się już bezpośrednio do Częstochowy. Pojawia się tabliczka z różnymi miejscowościami, na końcu której widnieje: Częstochowa 94 km. Liczba ta choć jeszcze spora do celu to nas nie przestraszyła z uwagi na bardzo dobre tempo jazdy. Za Łaskiem widzimy i przede wszystkim głośno słyszymy startujące samoloty ze zlokalizowanej w pobliżu bazy lotnictwa wojskowego. Przejeżdżamy też wzdłuż ciągnących się dosyć długo plantacji truskawek a potem obok odkrywkowej kopalni węgla brunatnego. Atrakcje się kończą a do Częstochowy jeszcze około 60 km. Niby nie tak dużo a trasa zaczyna się strasznie dłużyć. Jak jest około 45 km do celu to zaczynają się pagórkowate tereny co jeszcze bardziej utrudnia i odbiera siły (dotąd była przeważnie równina). Częstochowa wydaje być się już niemal na wyciągnięcie ręki a tu jeszcze nie. Cały czas pojawiają się jakieś małe miejscowości, których nie ma nawet na mapie samochodowej. Trasa staje się bardzo nudna. Dzieje się też dlatego że na długim odcinku droga jest prosta a jak pojawiają się zakręty to są minimalne. Natężenie ruchu na odcinku Łask- Częstochowa jest umiarkowane na zasadzie, że jakiś czas jadą auta jedno za drugim, a jakiś czas potem w ogóle ich nie ma i to nawet przez kilka kilometrów. Spodziewaliśmy się na tym odcinku o wiele większego ruchu z uwagi na to, że ta droga jest równoległa do krajowej jedynki, na której od Piotrkowa do Częstochowy występuje zakaz jazdy rowerem- stąd konieczność jazdy tędy. Co prawda pojawiają się samochody ciężarowe na trasie Łask- Częstochowa ale jeżdżą one bezpiecznie mimo że większa część tego odcinka nie ma pobocza. Nie trąbią nachalnie gdy nie mogą nas wyprzedzić tylko przyhamowują i czekają aż bezpiecznie nas wyprzedzą. Być może to wynikało z kultury tych kierowców a być może z tego, że cały czas jechaliśmy w kamizelkach nawet i w dzień. Byliśmy zachowaniem tych kierowców pozytywnie zaskoczeni bo nie widzieliśmy po drodze żadnego stojącego patrolu policji. Jest godzina 15.40, dojeżdżamy do upragnionej Częstochowy. Okazuje się jednak że do Jasnej Góry mamy jeszcze 6,4 km. Jedziemy tam ale gubiąc się w ruchu miejskim, lecz się odnajdujemy bez większych problemów w upragnionym celu, który podbiliśmy. Na moim liczniku widnieje 198 km (od Kutna do Jasnej Góry) a u Damiana 182, bo ja przecież dojechałem najpierw do Niego do Krośniewic. Spacerujemy z rowerami po Jasnej Górze. Nie mamy za bardzo gdzie zostawić rowerów. Wprawdzie jest parking strzeżony ale dowiedzieliśmy się że nikt tam nie pilnuje zbytnio rowerów więc to nas zniechęciło nas do skorzystania z niego. Mieliśmy co prawda dobre zapięcia do samych rowerów ale co z tego jak ktoś mógłby pokraść nam rzeczy ze sakw. Decydujemy się więc na odwiedzanie różnych atrakcji na zmianę każdy osobno, ale w dość szybkim tempie, by zdążyć za dnia wyjechać z Częstochowy i rozbić namiot. Około godziny 18.00 opuszczamy Częstochowę, mając niestety trochę problemów ze znalezieniem wyjazdu w kierunku Myszkowa. Na szczęście odnajdujemy wyjazd i dojeżdżamy w okolice miejscowości Poczesna, gdzie rozbijamy namiot na dziko. Dobrze, że Damian miał środek na komary, bo o mało by nas nie `zjadły` w miejscu rozbicia namiotu. Tego dnia przejechałem 227 km, Damian 211. Były to także nasze nowe rekordy odległości.